sobota, 24 grudnia 2011

Mogę...?

Tajemnica Wcielenia Boga - niepojęta sprawa! Co roku powtarzające się wydarzenie, którego ciągle nie rozumiem. A wraz z wiekiem coraz większą staje się tajemnicą... Król i Pan świata zostawia wszystko i staje się podobnym do mnie żeby mnie upodobnić do Siebie. Ogałaca się, godzi się na ból, łzy, cierpienie, głód, pokusy żeby w końcu za mnie umrzeć i dla mnie zmartwychwstać. Bóg przychodzi jako bezbronne Dziecko ale nie przestaje być Bogiem. Z Jego strony wszystko jest już gotowe. Przychodzi i szuka miejsca, gdzie może się narodzić. Nie patrzy za czymś wygodnym i prestiżowym, nie wybiera, nie marudzi. Przeciwnie, najpierw przychodzi do mnie i pyta czy Go przyjmę, czy pozwolę Mu u siebie zamieszkać - w mojej biedzie, brzydocie, pustce i grzechu... Niepojęte! On przychodzi właśnie do tego, co ja chciałabym ominąć szerokim łukiem, na co zamykam swoje oczy i uszy! On się tego nie boi, i chce uczynić z tego miejsca Betlejem - Dom Chleba, który daje Życie!

Panie przyjdź! Tylko pomóż mi otworzyć drzwi, których nikt dawno nie ruszał i strasznie ciężko chodzą!


sobota, 17 grudnia 2011

I kto tu rządzi?

Pan rzekł do Gedeona: «Zbyt liczny jest lud przy tobie, abym w jego ręce wydał Madianitów, gdyż Izrael mógłby przywłaszczyć sobie chwałę z pominięciem Mnie i mówić: "Moja ręka wybawiła mnie". Sdz 7, 2

To zdanie mnie powala!
Człowiek szuka sobie milionów zabezpieczeń, stara się, kalkuluje, planuje, żeby wszystko mieć w garści. Nic nie może wymknąć mu się z rąk, wszystko musi być pod kontrolą.
Życie człowieka wierzącego zostawia jednak przestrzeń Duchowi, który może działać jak chce i kiedy chce. Wiara to patrzenie z Turbacza na Tatry, których nie widać.
Albo nadzieję pokładam w sobie, albo w moim Panu. Warto zadać sobie pytanie: który z nas to Pan Bóg a który to człowiek? i co to w ogóle dla mnie znaczy? W czyje ręce chcę złożyć swoje losy? Odpowiedź nie zawsze jest taka, jakiej byśmy oczekiwali... Ale jakkolwiek by ona nie brzmiała - niech będzie szczera! Bez tego pierwszego - najważniejszego kroku - nie mogę podjąć kolejnych.
Człowieku... czy Twoje życie naprawdę leży w Twoich rękach?

Turbacz

czwartek, 1 grudnia 2011

Nie daj mi zbluźnić

Złość, gniew, bunt, rozdrażnienie, wściekłość, agresja, rozpacz, żal, przygnębienie, poczucie krzywdy i odrzucenia...
zamknięcie, zaszycie się, wyizolowanie, krzyk, zawiść, atak...

kiedy próba wydaje się zbyt trudna i przygniatająca
kiedy ma się ochotę wszystko zostawić, rzucić tym, roztrzaskać!
kiedy krzyczy się "DOSYĆ!!!"
kiedy wszystko przyciska do ziemi i niżej
kiedy dotknięcie jest odbierane jak chłosta
kiedy nie ma już siły na oddech

kiedy fundament pyta czy jest fundamentem


co wtedy... co... ?

wierzyć... trzeba można powinno się wypada...

ślepy wie, że światło istnieje, wie...

Z głębokości nawet nie mam siły wołać do Ciebie, Panie...
ale Ty wszystko wiesz. To wystarczy.

niedziela, 30 października 2011

Zbudź się o śpiący!

Czasem chcę za dużo, czasem chcę za innych. Nie wiem czy mogę coś zrobić żeby ożywić świat. Ludzie sami skazują się na śmierć, albo może nie ma kto ich prowadzić, może są prowadzeni przez trupy...
Dzisiaj słyszałam kazanie księdza, które brzmiało jak czytanie książki telefonicznej. Mówił coś o świątyni, o tym, że to wielki skarb, że tu mieszka Bóg i takie tam... Więcej nie pamiętam. Byłam w szoku, że można przez 10 minut mówić w ten sposób. Aż się zaśmiałam kiedy ironizując, nieświadomie sam siebie podsumował: "Czasami przed ludźmi trzeba zachować kamienną twarz". Miałam ochotę wstać i wykrzyczeć: "Ludzie, obudźcie się! Kościół jest żywy a wy leżycie w grobach! Księże, nawróć się bo gdzieś zatraciłeś istotę swojego powołania!"
Nie jest to próba zrzucenia na kler odpowiedzialności za duchowe życie lub śmierć wiernych. Nie chodzi nawet o samą osobę księdza. Mam na myśli raczej fakt, że nie można przekazywać czegoś, czego się samemu nie doświadczyło i nie przeżyło, bez względu na to, kim się jest i do kogo zwraca.
Jeśli we mnie jest śmierć, nie przekażę życia!

środa, 12 października 2011

Ważne pytanie

Czego szukam w życiu? Czego tak naprawdę pragnę? Czy mam w ogóle odwagę zadać sobie to pytanie? Tak... do tego trzeba odwagi, bo odpowiedź na nie może mi wiele pokazać o mnie samej, o tym kim jestem. Jeśli poważnie potraktuję siebie i moje serce, zobaczę prawdę, która we mnie mieszka. Pragnienie to nie zachcianka, jakaś chwilowa fascynacja, to coś, co powinno być drogowskazem w moim życiu. To coś, co wyznacza moje priorytety, co wskazuje rzeczy ważne i ważniejsze, coś, co pozwala dokonywać dobrych wyborów zgodnie z własnym sumieniem. Dlatego to pytanie jest takie ważne.
I niewątpliwie trudno jest o tym mówić - o ile w ogóle jest możliwe dzielenie się tym, co jest najgłębiej osadzone w sercu - ale nie można od tego uciekać.
Kiedy co jakiś czas wracam do tego pytania, zauważam, że mój cel się nie zmienia. A to z kolei daje poczucie bezpieczeństwa i stabilności nawet wówczas, kiedy różne rzeczy zaczynają się walić, kiedy mnóstwo spraw układa się nie po mojej myśli. Cel pozostaje w zasięgu wzroku i nie pozwala spocząć. Pragnę, więc moje życie ma sens!
Nieszczęśliwy nie jest ten, komu czegoś brakuje, ale ten, który nie wie, że szczęście, którego szuka, jest w nim samym.

Jeśli chcesz być szczęśliwy, zejdź na dno swojego serca, wpuść tam światło i zobacz, że jesteś dobry. Nie bój się pragnąć, szukać, pytać, nie zrażaj się swoją słabością. Nie pozwól aby Twoim życiowym doradcą stał się lęk. Nabierz odwagi, wiary i nadziei. ŻYJ!




niedziela, 25 września 2011

Gdy oboje pragną

Są dwie osoby. Jeden człowiek pragnie miłości lecz nigdy dotąd jej nie zaznał. Drugi natomiast poznał czym jest miłość, doświadcza jej i ciągle chce więcej. Czyje pragnienie jest większe? A w przypowieści o synu marnotrawnym... kto bardziej potrzebował bliskości: młodszy syn, który roztrwonił majątek ojca, czy starszy, który niby był w domu, ale czuł się w nim obco? Która tęsknota jest więc największa?
Odpowiedź może nie jest oczywista ale jest prosta. Najbardziej pragnie sama Miłość. Jej właściwością jest obdarowywanie, dzielenie sobą z drugim. Nie istnieje dla siebie. Wylewa się na tych, którzy jej pragną i pragnie tych, którzy nie chcą jej lub boją się przyjąć.
Tą Miłością jest Bóg. I choć nie wiadomo jak wielki człowiek odczuwałby w sobie głód, Bóg i tak zawsze będzie chciał mu dać więcej, niż ten jest w stanie przyjąć. Pragnienia człowieka są kroplą w morzu łaski, jaką Pan chce go obdarzyć.

Niedawno przeżywałam rekolekcje ignacjańskie - błogosławiony czas spotkania Tego, który przywołuje mnie na pustynię aby mówić do mojego serca. W zeszłym roku Fundament - powrót do pierwotnej miłości, utwierdzenie w przekonaniu, że Bóg mnie kocha i pragnie oraz autentyczne doświadczenie tej prawdy głęboko w sercu. Zgodnie z powiedzeniem "dać mu palec, a weźmie całą rękę" tegoroczne rekolekcje wiązały się z jeszcze większymi oczekiwaniami. Wiedziałam, że Pan Bóg chce dawać mi to, co najlepsze. Coraz bardziej chciałam się z Nim spotkać, z większą ufnością oddawałam Mu wszystkie swoje sprawy, to, co w danym momencie było dla mnie ważne. Moje pragnienia były ogromne ale i tak były niczym w porównaniu z hojnością Boga. Każdy dzień był dla mnie zadziwieniem. Tego doświadczenia nie da się wyrazić. Nawet najostrożniej dobrane słowa, skomponowane utwory, dzieła malarskie czy architektoniczne - są tylko nieudolną próbą zbliżenia się do prawdy o Miłości, której teraz nie znam, ale którą poznam, kiedy Pan przyjdzie i zabierze mnie do siebie.


poniedziałek, 12 września 2011

Moja Twierdza

Kiedy wiele rzeczy zaczyna mi ciążyć, kiedy nie radzę sobie z tym, co jest we mnie, uciekam przed problemami i przed samą sobą, wtedy zaczynam podświadomie szukać jakiejś siły, która postawiłaby mnie na nogi.
I wtedy przypomina o sobie ON. Zaczyna się o mnie upominać coraz głośniej i dobitniej, ale zarazem bardzo delikatnie. Przychodzi i mówi tak długo, aż uwierzę, aż powiem sobie, że to na pewno Bóg i zaufam temu, co słyszę. A ciągle mówi jedno: "Ja jestem twoją twierdzą, ucieczką. Zaufaj Mi." Tak często słyszałam te słowa, że teraz trudno było się nimi zadziwić. Ale On nie dawał za wygraną. Na różne sposoby chciał mi powiedzieć jak bardzo chce być moim Obrońcą. Nikt nigdy nie walczył o mnie tak wytrwale i z taką determinacją. To doświadczenie przekonało mnie, że On pragnie mojego szczęścia bardziej, niż ja sama. Słowa z psalmów wracały i przybierały na sile. On obudził moją wiarę i dał mi doświadczyć siebie jako Twierdzy, Warowni, Skały i Ucieczki. Dzięki Panu - mojemu Bogu mogę stanąć twarzą w twarz ze wszystkim, co na mnie przychodzi. On jest moją siłą, moją Twierdzą. I tylko Jego Słowo jest ŻYWE i sprawia to, co oznacza!
 
Arantzazu - Hiszpania
  Spocznij jedynie w Bogu, duszo moja,
bo od Niego pochodzi moja nadzieja.
On jedynie skałą i zbawieniem moim,
On jest twierdzą moją, więc się nie zachwieję.
W Bogu jest zbawienie moje i moja chwała,
skała mojej mocy, w Bogu moja ucieczka.
W każdym czasie Jemu ufaj, narodzie!
Przed Nim serca wasze wylejcie:
Bóg jest dla nas ucieczką!
Ps 62, 6-9

piątek, 2 września 2011

Wystarczy pozwolić jej płonąć

Ciemność jest ciemna. Jasność jest jasna. Jeśli ktoś wkracza w przestrzenie mroku trzymając w ręku zapaloną świecę, może ją zgasić, upodabniając się do otoczenia, a może pozostać z tym światłem i pozwolić, by chętny z niego skorzystał. Ale czasem, podtrzymywanie światła tam, gdzie wszyscy przyzwyczajeni są do ciemności jest ryzykowne. Może ono oślepiać, wskazywać to, co jest nieuporządkowane, zniszczone, brudne. Dlatego próba rozjaśnienia ciemności może być odebrana jako atak - trzeba czasu aby wzrok zaadaptował się do nowych warunków.
A co się dzieje z moją świecą, którą niosę? Czy bojąc się odrzucenia nie gaszę jej w towarzystwie miłującym ciemność? A może jednak pozwalam żeby spalała się swoim rytmem, oświetlając i ogrzewając, przywracała nadzieję tym, którzy dawno ją stracili?
Czasem nie trzeba nic mówić, wystarczy trzymać świecę i pozwolić jej płonąć.

"Dobro czyni się nie przez to, co się mówi ani co się robi, ale tym, czym się jest i na miarę tego, na ile Jezus w nas żyje".

Karol de Foucauld

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Bo w życiu właśnie chodzi o miłość.

Świadectwo, które mnie bardzo poruszyło:

Elżbieta (lat 22) wychowana w poprawczaku. (Świadectwo pochodzi z książki W. Żmudzińskiego SJ "Narkomani i Chrystus")

Było to w zeszłym roku. Potrzebowałam forsy na "towar". Podeszłam do idącej chodnikiem staruszki i wyrwałam jej z ręki torebkę. Odbiegłam kilkanaście metrów, by schować się za rogiem najbliższego budynku i spokojnie przejrzeć jej zawartość. Staruszka ledwie szła, więc nie bałam się, że mnie dogoni. Wyrzuciłam z torebki wszystko, co w niej było, uklęknęłam na ziemi i zaczęłam szukać pieniędzy. Było ich niewiele, ale i to mogło się przydać. Włożyłam zdobyte banknoty do kieszeni i zanim jeszcze podniosłam się z kolan poczułam, że ktoś zdejmuje mi czapkę. Stała nade mną staruszka - właścicielka torebki. Położyła swoją dłoń  na mojej głowie i głaszcząc mnie delikatnie po włosach powiedziała: "Biedna, nieszczęśliwa dziewczyno. Pewnie nikt cię nie kocha". Tych słów nigdy nie zapomnę. Zdezorientowana włożyłam wszystko z powrotem do torebki, łącznie z pieniędzmi, oddałam ją staruszce i uciekłam. Dziś jestem przekonana, że dzięki jej modlitwom nawróciłam się i jestem szczęśliwa. W tym roku przystąpię do Chrztu i będę mogła opowiadać wszystkim o miłości Jezusa, którego spotkałam po raz pierwszy w anonimowej staruszce.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Burza

Piątkowy wieczór. Przyszła niespodziewanie. Niebo najpierw białe, potem zielone. Zwarcie na linii. Efekt - brak prądu w części miasta. Każdy zadaje sobie pytanie "i co teraz?" Bo ani telewizji ani internetu ani muzyki... nie można nawet ugotować wody na herbatę. Wszystkie codzienne zajęcia wzięły w łeb. Narzekania, troski, pytania bez odpowiedzi... Szykuje się dłuższy sen.
Sobotni ranek. Okazuje się, że można. Sąsiadka umożliwia wypicie porannej kawy i przygotowanie śniadania. Muzyka zastąpiona ciszą, równie ubogacającą i inspirującą. Zamiast lampy - światło świec. Komputer zamieniony na relacje, wspólne zajęcia i zabawę z dziećmi.
Prąd przywrócony. To dobrze. Bo pomaga. Pomaga, ale nie jest niezbędny.
"Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony; i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku." Flp 4, 12
Bo ze wszystkiego może wyniknąć dobro...

No to w drogę!

Uff... I jest blog... będący pewnym efektem burzy: i tej z grzmotami i błyskawicami, która odświeża powietrze, i tej wewnętrznej - po której też zawsze przychodzi słońce i czasem pojawia się tęcza.
Bywa tak, że człowiek nie może milczeć wobec tej rzeczywistości, która go otacza, a tym bardziej wobec tej, która jest jego częścią - rodzących się myśli i refleksji, czasem pytań bez odpowiedzi. Niekiedy po prostu trzeba zasiać ziarno słowa i pozwolić aby wydało plon. Czym będzie ów ziarno to się okaże. Miejmy nadzieję, że przyniesie błogosławieństwo każdemu, kto tu zaglądnie.
A dlaczego Ku wolności? Ostatnio na pytanie: jakie jest moje marzenie, odpowiedziałam, że chcę być wolna aby móc patrzeć na siebie tak, jak patrzy na mnie Bóg. To dopiero może dać szczęście człowiekowi - prawda o nim samym, świadomość kim się jest i kim jest Bóg.
Życie to droga. A tym, co pomaga iść naprzód mimo różnych przeszkód i niepowodzeń to ciągłe spoglądanie w przyszłość, zwracanie się ku celowi.
Tak więc... ruszajmy!