niedziela, 23 czerwca 2013

Tatuś

Z wczorajszej Ewangelii (Mt 6, 24-34):

Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkie potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. 

Podczas medytacji tego fragmentu wybrzmiały mi szczególnie dwie kwestie: "Jesteście w rękach Boga" oraz "Bóg jest Ojcem".
Każdy z nas ma inne skojarzenia ze słowem "ojciec": brak jego obecności, relacji, wzorca męskości... Czasem może się nasuwać kwestia problemu z alkoholem, uczuciem wstydu, zawodu... Wygórowane ambicje i chęć sterowania życiem swoich dzieci...
Wobec takich doświadczeń trudno spojrzeć na ojcostwo jako na relację wyjątkowej bliskości i miłości. Relacji, w której siła jednej osoby stanowi podporę i bezpieczeństwo drugiej. Troska i odpowiedzialność mogą wydawać się tylko abstrakcyjnymi pojęciami.
Wiem, że jest to trudne, ale na pewno nie jest niemożliwe. Jezus w tej Ewangelii mówi, że Ojciec jest Dobry, że troszczy się o swoje dzieci, że ma je wszystkie w swoich rękach. I tylko Jego słowo jest żywe, tzn. sprawia to, co oznacza. Przychodzi do nas z Dobrą Nowiną, która prawdziwie przemienia nasze życie, która pozwala doświadczać Boga - Miłości, Boga - Dobrego Ojca.

Często powtarzamy, że Bóg jest dobry. Możliwe, że traktujemy te słowa jako slogan. Ale jeśli zejdą one do głębi naszego serca - przyniosą pokój, jakiego świat dać nie może. Dziecko, które ma przekonanie, że znajduje się w ramionach Ojca wie, że jest bezpieczne, nie odczuwa lęku. Ma ostoję-skałę, na której może się oprzeć bez względu na wszystko: burze, huragany, nawałnice. Jest jeden Ojciec, który Sam jest gwarancją bezpieczeństwa i miłości.
Ojciec się troszczy o nasze życie. Wie, czego każdy z nas potrzebuje. Jedzenie, picie, sen, dom, potrzeba akceptacji, odniesienia sukcesu, poczucie, że to, co się robi ma sens, i takie bardziej trywialne jak słońce na planowany spacer, czy sms od przyjaciela...  Dla Niego to wszystko jest ważne bo to nasze sprawy, bo to daje nam radość. Nasze sprawy są Jego sprawami dlatego, że jest naszym Ojcem. I ucieszy się jeśli przerzucimy swoje troski na Niego bo On zdecydowanie lepiej sobie z nimi poradzi niż jeśli będziemy chcieli Mu udowodnić, że jesteśmy całkowicie niezależni. Bycie dzieckiem przed Ojcem pomaga w tym, aby nabrać dojrzalszego podejścia do świata. Ponieważ bezpieczeństwo jakie On zapewnia nie polega na odizolowaniu od niebezpieczeństwa. On jako Dobry Ojciec prowadzi przez doświadczenia, jakie przychodzą. Sam jest ze swoim Dzieckiem w środku niebezpieczeństw, w których często trzeba wziąć udział aby osiągnąć zwycięstwo. Ojciec uczy, wyjaśnia, tłumaczy, wymaga - mądrze wymaga. Wprowadza w rzeczy trudne, bo sam nas stworzył do rzeczy wielkich.

Mój Ojciec to Tatuś. Jest Dobry. Kocha mnie zawsze tą samą niepojętą miłością. Wprowadza w świat coraz dalej i głębiej. Uczy korzystać z wolności i brać za nią odpowiedzialność. Nie potępia, nie moralizuje - tłumaczy i daje mi czas na zrozumienie. Jest cierpliwy. Wymaga i każe od siebie wymagać. Nie pozwala stać w miejscu, rozpala do bycia Magis. Uczy mnie Siebie. Aż w końcu inni - patrząc na mnie - poznają Kto jest moim Ojcem.

PS. Może z okazji Dnia Ojca warto jakoś szczególnie się z Nim spotkać i powiedzieć "Cześć Tatuś, to ja. Kocham Cię!" :)

I jeszcze jedno: Na własnym przykładzie widzę, że trzeba pewnej dojrzałości aby zrozumieć (na ile się da) świat swojego ziemskiego ojca. Czasem to, co wydaje się być jego słabością, w rzeczywistości świadczy o jego sile. Zmaga się, walczy, choć tego nie okazuje. A nie okazuje, bo jest prawdziwym Banitą. Jestem z niego dumna - ja - córka swojego Taty.

sobota, 8 czerwca 2013

Serce

Mozaika w Bazylice NSPJ w Krakowie
Kto odczuwa pragnienie, niech przyjdzie!
Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza. A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać...
(Ap 22,17, J 7, 38-39a)


Niech przyjdzie ten, kto odczuwa pragnienie. Pierwsze nasuwa się nam bycie spragnionym, potrzeba wody. Ale o pragnieniach mówimy także w kontekście tego, co chcemy robić w życiu, do czego dążymy. 
Śmiało możemy połączyć obie te kwestie. Idąc dalej w skojarzeniach, z brakiem wody możemy zestawić suszę lub lepiej ogień. Jeremiasz powołany przez Boga na proroka w pewnym momencie postanowił nie przemawiać więcej w Jego imię, ale jak sam pisze: wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień, nurtujący w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz nie potrafiłem (Jr 20, 9). I tutaj można dostrzec to drugie znaczenie. Ogień, którego nie da się stłumić, jest potrzebny do wypełnienia powołania. Powołania, które nie jest narzuconą wolą Boga, ale które jest wyryte w sercu człowieka, które jest jego sercem!
A co jest odpowiedzią na to pragnienie... Woda żywa. I tu zaskoczenie: nietrafiony byłby obraz ogniska zalewanego wodą. Przeciwnie: to woda, która nie gasi tego pragnienia, ale je ożywia! Ożywiciela posyła nam Ojciec, przez Jezusa. To Duch Święty jest tą wodą, która ożywia wszystko, co napotka na swojej drodze.

Jeśli więc czujesz to pragnienie, jeśli w Twoim sercu płonie ogień, jeśli coś nie daje Ci spokoju - przyjdź do Jezusa. On tego nie przygasi, On pośle Ci swojego Ducha, który nada temu pragnieniu sens, jakiego może sobie nie wyobrażasz. Wtedy się przekonasz co to znaczy żyć pełnią Życia. Bo takie jest Serce Jezusa. To Serce pragnie, żyje pełnią, oddycha Duchem i Jego oddaje swojemu Kościołowi.