Są dwie osoby. Jeden człowiek pragnie miłości lecz nigdy dotąd jej nie zaznał. Drugi natomiast poznał czym jest miłość, doświadcza jej i ciągle chce więcej. Czyje pragnienie jest większe? A w przypowieści o synu marnotrawnym... kto bardziej potrzebował bliskości: młodszy syn, który roztrwonił majątek ojca, czy starszy, który niby był w domu, ale czuł się w nim obco? Która tęsknota jest więc największa?
Odpowiedź może nie jest oczywista ale jest prosta. Najbardziej pragnie sama Miłość. Jej właściwością jest obdarowywanie, dzielenie sobą z drugim. Nie istnieje dla siebie. Wylewa się na tych, którzy jej pragną i pragnie tych, którzy nie chcą jej lub boją się przyjąć.
Tą Miłością jest Bóg. I choć nie wiadomo jak wielki człowiek odczuwałby w sobie głód, Bóg i tak zawsze będzie chciał mu dać więcej, niż ten jest w stanie przyjąć. Pragnienia człowieka są kroplą w morzu łaski, jaką Pan chce go obdarzyć.
Niedawno przeżywałam rekolekcje ignacjańskie - błogosławiony czas spotkania Tego, który przywołuje mnie na pustynię aby mówić do mojego serca. W zeszłym roku Fundament - powrót do pierwotnej miłości, utwierdzenie w przekonaniu, że Bóg mnie kocha i pragnie oraz autentyczne doświadczenie tej prawdy głęboko w sercu. Zgodnie z powiedzeniem "dać mu palec, a weźmie całą rękę" tegoroczne rekolekcje wiązały się z jeszcze większymi oczekiwaniami. Wiedziałam, że Pan Bóg chce dawać mi to, co najlepsze. Coraz bardziej chciałam się z Nim spotkać, z większą ufnością oddawałam Mu wszystkie swoje sprawy, to, co w danym momencie było dla mnie ważne. Moje pragnienia były ogromne ale i tak były niczym w porównaniu z hojnością Boga. Każdy dzień był dla mnie zadziwieniem. Tego doświadczenia nie da się wyrazić. Nawet najostrożniej dobrane słowa, skomponowane utwory, dzieła malarskie czy architektoniczne - są tylko nieudolną próbą zbliżenia się do prawdy o Miłości, której teraz nie znam, ale którą poznam, kiedy Pan przyjdzie i zabierze mnie do siebie.