środa, 11 grudnia 2013

Brzemię istnienia

"Ponieważ jeszcze nie jestem pełen Ciebie, jestem dla siebie brzemieniem" (św. Augustyn, Wyznania, Księga X).
Rozmaite cierpienia mające swoje źródło w otaczającym nas świecie to jedno. A to, że czasem trudno nam wytrzymać z samym sobą - to drugie. Łatwiej jest walczyć z kłamliwymi i raniącymi opiniami innych ludzi na swój temat niż potem z własnymi wyrzutami, że powiedziało się kilka słów za dużo lub nieco za głośno, bo wszystko słyszała druga strona ulicy... Śmiem twierdzić, że odczuwany ból z powodu własnego egoizmu i nieumiejętności kochania jest błogosławieństwem. Tylko ten, kto doświadcza swojej nędzy może pokornie przyznać, że sam nie jest w stanie ponieść tego ciężaru i przychodzi z nim do Jezusa.
Tylko co, jeśli człowiek aż dusi się sobą i nie ma ani siły ani woli walki o swoje życie..? Hmm... A czy chrześcijanin może całkowicie zrezygnować z siebie z jakiegokolwiek powodu? Czy wyłączając momenty silnych emocji, pod wpływem których wygaduje się różne głupstwa, można powiedzieć, że ta walka nie ma żadnego sensu i szansy powodzenia? Można krzyczeć, przeklinać, miotać się i nie zgadzać na swój los ale nie można wykorzenić nadziei. Dzięki Bogu. Bo może to właśnie ona przyzywa Jezusa i prosi o pokrzepienie w tym utrudzeniu i obciążeniu... Innym razem to drugi człowiek nas niesie, kiedy sami straciliśmy świadomość i nie mamy pojęcia, że zostaliśmy uratowani...
Ja was pokrzepię (...) znajdziecie ukojenie.
Moje słowa nie mają pokrycia, ale Jego - tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz